wtorek, 14 czerwca 2011

Nowości #1

Jako, że od pewnego czasu pisze recenzje na fuckyouhipsters.blogspot.com postanowiłem rozpocząć nowy cykl zatytułowany "Nowości". Będę tu wrzucał recenzje najnowszych płyt, zaś w wykopaliskach będą wyłącznie starsze wydawnictwa.

The Psychic Paramount - II 9/10



Kiedyś oglądałem film, który zaczynał się słowami "W mojej historii nie znajdziecie absolutnie nic zabawnego". Podobnymi słowami mogłaby się zaczynać najnowsza płyta The Psychic Paramount.

Być może kojarzycie ich z zeszłorocznego Offa. Ten nowojorski zespół utworzyli ex-członkowie eksperymentalnego Ladio Bollocko. O szalonym charakterze ich twórczości niech świadczy fakt, że na tourne po europie wybrali się już na tydzień po uregulowaniu składu. Materiał z trasy został uwieczniony na płycie "The Franco-Italian Tour". Po powrocie z tej szalonej podróży, zespół wszedł do studia by nagrać w 2005 genialne w każdym calu "Gamelan Into the Mink Supernatural". Pierwszy album zespołu oparty był na wolnej improwizacji, kipiał spontaniczną, wściekłą energią. Niełatwo było nagrać coś co trzymałoby poziom debiutu, na nowy album czekaliśmy bowiem aż sześć lat. W ciągu tego czasu powstawał bardzo dokładnie napisany materiał. Na drugiej płycie, w przeciwieństwie do debiutu, nie ma nawet sekundy, która byłaby wynikiem przypadkowego zagrania. Również produkcja z ekstremalnie niewyraźnej i przesterowanej zmieniła się na zdecydowanie bardziej klarowną. Jednak zespół nie zmienił w sobie tego co najważniejsze - cały czas słuchając ich muzyki czujemy złowieszczy klimat oraz nastrój, którym cechowały się dzieła XIX wiecznych dekadentów. W swojej muzyce trio cały czas sięga po inspiracje z pogranicza awanagardowego jazzu oraz noise-rocka. Jeśli wiążecie dźwięki z kolorami to The Psychic Paramount jest głęboką czernią. Muzykę tria cechuje szlachetna powaga pozbawiona patosu.

Zwróćcię uwagę na niesamowitą gre perkusisty. Najtrudniejsze, połamane motywy grane są z gracją baletnicy - te lekkość i pewność słychać od pierwszej chwili. Basista gra w bardzo minimalistyczny, oszczędny sposób, zaś gitarzysta skupia się na tworzeniu często zmieniającej się ściany dźwięku. Kiedy słucham ich muzyki przychodzi mi na myśl, że gdyby Nietzsche żył w naszych czasach, to The Psychic Paramount byłoby jednym z jego ulubionych zespołów. Bardzo emocjonalna, poważna płyta. Z całą pewnością nie można do niej podchodzić z biegu. Album roku?

Woody Alien - Right & Simple 7/10



Z niecierpliwością czekałem na nową płytę naszych najlepszych noise-rockowców. O porażce nie mogło być mowy, w końcu to Woody Alien!

Po raz pierwszy z materiałem zapoznałem się podczas koncertu promującego album. Było to w Poznańskim klubie Pod Minogą. Pierwszą rzeczą którą trzeba zauważyć będąc na ich koncercie jest fakt, że duet Piekoszewski - Szwed to absolutni wirtozi swoich instrumentów. Mimo, że grają noise-rocka - w istocie chaotyczną, dziką i ciężką muzykę robią to z diabelską precyzją - nie pozwalając na najdrobniejsze niedociągnięcia - także w sferze brzmienia. Nie inaczej zespół prezentuje się na najnowszej płycie. Woody Alien jeszcze nigdy nie było tak blisko matemtycznej gmatwaniny jaką znamy z albumów Lightning Bolt. O ile poprzednie płyty miały w sobie sporo piosenkowego potencjału to na "Right & Simple" nacisk został położony na ciężar kompozycji (co nie oznacza oczywiście, że WA nagle zaczęło grać muzykę pozbawioną jakiejkolwiek lekkości!). Nowy materiał w wyważony sposób łączy noisowy ciężar z interesującymi melodiami. Utwory są mocno zróżnicowane, od bardzo ciężkiego "Brain", przebojowego "Kill Enemies" przez przesterowane, matematyczne "Equation", piosenkowe "Easy And Plain" po nostalgiczną końcówkę w postaci "Travel".
Członkowie Woody Alien to bardzo Wszechstronni muzycy (Marcin Piekoszewski gra i śpiewa również w Plum, zaś Daniel Szwed gra na perkusji w Mothrze), słychać to na każdym kroku. W ich graniu słychać nawiązania do klasyki noise-rocka, głównie do NoMeansNo czy też Fugazi. Cóż, należy mieć nadzieję, że ktoś wpływowy zauważył ich występ na tegorocznej Primmaverze. Tutaj w kraju wydają się być zaskakująco ignorowani. "Right & Simple" to bardzo solidna robota i pozycja obowiązkowa dla zwolenników noise-rockowego wymiatania.

Trupa Trupa - Trupa Trupa 5/10



Trupa Trupa to nowy zespół z trójmiasta. Jak prezentuje się ich debiutancki album?

Zespół prezentuje zdecydowanie staroświeckie granie - w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Tradycyjny skład gitara, bas, perkusja oraz klawisze, inspiracje osadzone głównie w latach 60. Słychać, że wszyscy lubią The Doors. Debiutancki album zawiera Kilka naprawdę dobrych fragmentów, np. agresywny motyw otwierający pierwszy utwór (niestety dosyć szybko przez zespół porzucony), drugi kawałek czyli "Did You" to dla mnie potencjalny singiel - krótka rozmarzona piosenka kojarzący mi się z wakacjami i morzem. Całkiem ciekawie prezentuje się też utwór "good days are gone" tutaj wreszcie zespół pozwala sobie na odrobinę szaleństwa i robi trochę więcej ciekawego hałasu. Pozytywnie wypadają również pomysły zawarte w dwóch ostatnich utworach. Końcówka "Porn Actress" to najciekawszy moment płyty (mimo, że motyw pojawiający się na wysokości 1:50 gdzieś już słyszałem). Zamykające "Take My Hand" to ładny kawałek, słychać, że zespół włożył w jego skomponowanie sporo emocji. Tutaj jednak kończą się uważnie wypisywane zalety i zaczyna się lista moich uwag. Po pierwsze - zbyt mało szaleństwa! Dlaczego nie ma tu żadnego ryzykowanego zagrania? Wszystko zdaje się być przesadnie uładzone - brzmi to tak, jakby w studio była przesadnie stresująca atmosfera i wszyscy muzycy chcieliby jak najszybciej wrócić do domu. Sekcja rytmiczna jest bardzo drętwa i mało kreatywna. Trudno przywiązać mi się do jakiegoś utworu, słuchałem płyty uważnie kilka razy i gdyby nie fakt, że jestem recenzentem poprzestałbym bez wyrzutów sumienia na jednym razie. Szkoda, że wszystkie teksty są po angielsku, bowiem te polskie na zeszłorocznej EPce naprawdę były dobre.

Nie jest jednak aż tak źle, kierunek w jakim podąża zespół jest słuszny, jednak to jeszcze zbyt mało aby Trupa Trupa przyciągnęła mnie do siebie na dłużej. Mimo, że album nie jest jakimś wybitnym dziełem to na żywo zespół może prezentować się ciekawiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz